wtorek, 22 lipca 2014

plan był ambitny

jak zwykle zresztą, skoro jest lato a urlop dopiero we wrześniu, to trzeba pojawić się w Gdańsku. Gdy tylko nadarza się okazja. wsiada się w busa (podróż pkp już się nie kalkuluje niestety), zabiera się alkokubek napełniony "sokiem owocowym", bierze się aparat i się jedzie. Trzeba zaliczyć nocny autobus, wschód słońca, plażowanie, zbieranie muszelek, polowanie na bursztyny, wabienie mew, przeskakiwanie fal, spacer starówką, i w nocy gdy pusto i w dzień gdy pełno ludzi, obowiązkowo odwiedzić trzeba Manufakurę Słodyczy i podarować sobie na dzień dziecka paczuszkę przepięknych cukierasków jedzonych tylko od święta, by na dłużej starczyły, wszak nie wiadomo kiedy następnym razem odwiedzi się plażę ;) alkokubek nie podróżował, za to podróż zaliczył otwieracz do butelek, aparat miał wolne, a zdjęcia ma tylko słońce. takie samo a jednak za każdym razem inne :) nie było sztormu, więc i z bursztynami kiepsko, a te obrobione sprzedawane w kramikach na starówce no zdecydowanie za drogie.   

Gdańsk zawsze smakuje za więcej, nie zawsze można mieć to więcej. Czy kiedyś nastaną te czasy, gdy nie będzie ograniczeń czasowych, finansowych ani w ogóle żadnych innych?











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz