środa, 24 września 2014

nakarmiona wiatrem

słońce, plaża, drinki z palemką i bikini. ah ah ah. może to na jeden dzień. ale na urlop zdecydowanie plecak, obłocone buty, niewiarygodna cisza na połoninie gdy nie wieje, robale, szumiące trawy i zielone lasy.
 AH AH AH. tylko czemu powrót do domu zawsze tak samo boli i urlop wydaje się być jakąś odrealnioną fatamorganą mimo, że jeszcze dwa dni temu czuło się bieszczadzkiego anioła?






















czwartek, 4 września 2014

szukała jesieni?

wsiadła na rower i pojechała przed siebie. nie wiedzieć czemu ostatnie zimne noce sprawiły, że myślała, że jesień już blisko, że zaczyna się złocić, że powietrze już takie jesienne. ale jeszcze na szczęście nie, jeszcze czuć lato, jeszcze kwiatki na łące kwitną, jeszcze robale fruwają, omnomnomn smaczne takie, jeszcze słońce przygrzewa, ooo yeah, urlop tak blisko xD












poniedziałek, 1 września 2014

zarosło mchem

no cóż no cóż no cóż. sezon na wieczory pod kocem z kubkiem herbaty/czekolady/wina grzanego* trzeba uznać za otwarty. po lecie słuch zaginął definitywnie. zimno szaro i ponuro. brrr. czy tylko ja mam wrażenie, że lato mija coraz szybciej? coraz bardziej chce się je wykorzystać na 200% a tymczasem pstryk i już? a może to tak działa dlatego, że urlop letni dopiero będzie za 2 tygodnie i czas letni specjalnie tak szybko minął, żeby być szybciej bliżej moich ukochanych gór? oby. oby mnie to bieszczadzkie jesienne słońce wygrzało na cały rok. oby nastroiło mnie na kolejne podróżnicze kierunki. świat się przecież nie kończy Bieszczadami :)

*niepotrzebne skreślić 



tymczasem znalazłam chwilę, by odmechacić farby, lakiery i serwetki, bo faktycznie zarosło tu mchem i to konkretnie.