wtorek, 30 czerwca 2015

choć skrzydło bieszczadzkiego anioła...

no jakby nie patrzeć, urlop minął nawet nie wiem kiedy, niby były góry, niby dłuuuuga podróż (choć no autem to już nie to samo co pociągiem czy autobusem), niby przewiało porządnie, przemoczyło, obłociło, to jednak czuję niedosyt. A może po prostu trzeba zmienić kierunek wakacyjnych podróży? Ale, żeby nie było, że jak Bieszczady to tylko połoniny i połoniny i połoniny (bardziej jednak zachwycają gdy się złocą niż gdy się zielenią), to zajrzałam bardziej w to, co w trawie piszczy niż w bezkres zieloności (którą i tak słabo było widać, bo albo mleko naokoło, albo wicher taki, aż trudno było siebie utrzymać w pionie, a co dopiero aparat)...